Chcesz coś znaleźć w tym blogu ?

piątek, 14 grudnia 2012

112. Czy to już lariat ?


Marzył mi się długi naszyjnik - lariat, który można wiązać na różne sposoby. Wybór padł na kolor zielony.
Wymieszałam cztery kolory koralików Toho 11o i nawlekałam losowo.
Oto co powstało


Wykończyłam listkami.




Naszyjnik jest długości 117 cm bez listków i 124 cm z listkami. Czy można o nim powiedzieć, że to jest lariat ?
Zużyłam 40g koralików, robiłam na 6 koralików w rzędzie.

Jestem zadowolona i na pewno powstaną jeszcze takie w innych kolorach :))

Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim postem :)
Opisana przygoda pozwala nam wierzyć, że są uczciwi ludzie i na szczęście nie każdy wyznaje zasadę "znalezione nie kradzione" ;)


niedziela, 9 grudnia 2012

111. Mój pierwszy ukośnik patchwork


Nie jest tak, że nic nie robię. Zawsze coś 'dłubię'.... jak nie dziergam na drutach to śmigam szydełkiem lub nawlekam koraliki :) nie umiem siedzieć bezczynnie. Nawet jak jestem bardzo zmęczona to staram się choć na chwilkę wziąć druty do ręki i przerobić kilka rządków... ale co ja Wam będę mówić... wiele z Was pewnie też tak ma ;)
Problem jest w tym, że jak wracam po południu do domu to jest już prawie ciemno i zdjęcia moich robótek nie wychodzą takie jak bym chciała. Jednak żeby mój blog nie zarósł kurzem zrobiłam kilka zdjęć jakiś czas temu wykonanych sznurów koralikowo - szydełkowych.

Pierwszy to pokazywany już kiedyś ukośnik (zdjęcie tutaj), który nie wychodził mi tak jak powinien.
Po kilku dobrych radach ekspertek w tej dziedzinie udało mi się i oto jak wygląda mój pierwszy ukośnik

 
Nie jest idealny ale przynajmniej koraliki układają się ukośnie...

... i nie jest sztywny, da się zawiązać w supeł :)




Inspiracją był TEN naszyjnik.
Mój ma trochę inne kolory i jest z koralików Toho 11o na 18 koralików w rzędzie.
Wzór TUTAJ  w trakcie nawlekania koralików (około 8000 sztuk) trochę go modyfikowałam.

A teraz pewna historia związana z tym naszyjnikiem.
Dumna z tego, że udało mi się w końcu zrobić mój pierwszy ukośnik i że wyszedł taki jak chciałam założyłam go i rosłam jak zachwycano się i podziwiano, że sama go zrobiłam :)
Wracając do domu weszłam do marketu, połaziłam po sklepie, zrobiłam zakupy, wróciłam do domu i kiedy zdejmowałam płaszcz odkryłam, że ..... naszyjnika NIE MA !!! Przeszukałam płaszcz, podłogę wkoło, wyszłam nawet do samochodu, ale nigdzie go nie było :( Mój M widząc moje zaniepokojenie i smutek (wiedział ile pracy włożyłam w nawlekanie koralików i wykonanie naszyjnika) zaproponował, że wrócimy do sklepu i poszukamy. Nie chciało mi się wierzyć, że mogę go odnaleźć.... Jednak pojechaliśmy.... szukaliśmy w sklepie, pytaliśmy ludzi z 'ochrony' bo może ktoś znalazł i oddał.... pan ochroniarz mówił, że ludzie nie oddają takich rzeczy... postanowiliśmy wracać do domu bo nie widziałam sensu szwendać się po sklepie jak nigdzie nie było mojego naszyjnika.... wychodząc zerknęłam na stoliki w holu i na jednym z nich leżał sobie spokojnie mój naszyjnik :))) ktoś znalazł, podniósł go i położył na stoliku.... byłam uradowana bo odzyskałam naszyjnik, w który zainwestowałam mnóstwo godzin pracy ale.... no właśnie... pojawiło się pytanie dlaczego ktoś go nie zabrał ?? czy znalazła go naprawdę uczciwa osoba ?? czy po prostu naszyjnik się nie spodobał ??
Jak myślicie?

Teraz naszyjnik ma już inne zapięcie i tak łatwo nie rozepnie się i nie 'ucieknie' niespostrzeżenie :)))